środa, 29 stycznia 2014

Zielone tosty !

O mojej miłości do szpinaku pisałam już nie raz...
Dziś w związku z tym, że swoje święto ma Kornuśka [1,5 roczku!], postanowiłam zrobić jej na obiadek coś zdrowego, pysznego, a przede wszystkim wykorzystać te produkty, które na codzień bardzo lubi.

W taki oto sposób powstała 'lista' zakupów:


wtorek, 28 stycznia 2014

At home...

Odkąd w święta Bożego Narodzenia Nelkę złapało choróbsko [gardełko, temperatura, i ten nieszczęsny antybiotyk], tak do tej pory co chwila coś się do Nas 'przypałęta'. :/
A to jakaś wysypka [co się uczuleniem okazała], a to katar [co najprawdopodobniej alergiczny jest i będzie wracał!], a to ząbki, a to brzuszko, i tak w kółko.
Mam nadzieję, że teraz jak już się doleczymy... A no "my"! Bo i mnie przeziębienie dopadło! :( ...to w końcu z wielkimi 'bananami' na twarzy będziemy korzystać z dobrodziejstw tej zimy.
Poza tym, sił musimy nabrać obowiązkowo, bo przecież za półtora tygodnia jedziemy na feriowy, po brzegi wypełniony atrakcjami, weekend do Hotelu Anders :)

No ale nic! Samo siedzenie w domu nie jest aż takie straszne... ;)
Masa książek, masa puzzli, masa zabawek, MTV :) [Kornelia to mega fanka muzyki!] i jakoś dajemy radę ;)
Dziś rano postanowiłam uwiecznić jej zabawę ulubionymi i jakże fajnymi, drewnianymi układankami, zakupionymi za śmieszne pieniążki w supermarketach, typu Biedronka czy Tesco :)
Fakt faktem, dla Kornelii ułożenie większości tych 'puzzli' to max 30 sekund :) ale mimo tego frajda jest cały czas, i co najlepsze!, czasem potrafi ułożyć, wysypać, ułożyć... i tak z 10 razy :)
W takich momentach ja mogę spokojnie napić się gorącej herbatki :)

Miłego oglądania :*

P.S. Moja mała córeczka jutro kończy 1,5 rokuuuuu!









body w kropki smyk || legginsy zara ||
skarpetki "wąsy" kappahl ||

poniedziałek, 27 stycznia 2014

MasterChef !

Jak zapewne zdążyliście już zauważyć, uwielbiam gotować :)
Moimi ulubionymi programami w tv są "Ugotowani", "MasterChef", "Kuchenne rewolucje" oraz "Pyszne 25".

Tak się składa, że całkiem niedawno na rynku pojawiła się książka zwycięzcy programu MasterChef - Beaty Śniechowskiej - Smaki Marzeń.
Oczywiście, musiałam ją mieć! ;)





Książka podzielona jest na sześć działów:

  • na mniejszy apetyt
  • przy rodzinnym stole
  • ...gdy przyjdą goście
  • restauracja w twoim domu
  • małe co nie co na poprawę nastroju
  • moje laboratorium smaku

Znajdziemy w niej ponad 60 fantastycznych przepisów, które urozmaicą nasze domowe menu. Poznamy wiele praktycznych rozwiązań oraz odkryjemy nowe, zaskakujące smaki w dobrze znanych Nam potrawach :)
Dania prezentowane przez autorkę są i szybkie, i proste, i wyrafinowane. 
Każde z nich jest bardzo szczegółowo opisane oraz sfotografowane w końcowej, gotowej postaci.
I tu przyznam szczerze, że ciężko oderwać wzrok od co niektórych ilustracji :)

Na każdej stronie "Smaków Marzeń" widać ogromną pasję i miłość do gotowania.
A jestem przekonana, ba! nawet wiem to z autopsji ;) że jeśli wchodząc do kuchni, 'pichcimy' od serca, wtedy choćby najprostsze danie, jajecznica ze szczypiorkiem, będzie smakowała najlepiej na świecie! :)






Kto wie...? Może i ja kiedyś stworzę taką własną księgę MasterChef'a!? :)
Jakby nie było, przepiśnik takowy już mam! :)))))






A na koniec mam dla Was 'smakowitą' niespodziankę! :)

Ile d'Amour wraz z Wydawnictwem Znak przygotowało coś szczególnego. 


Na stronie znak.com.pl od dziś będzie działał specjalnie dla Was przygotowany kod rabatowy "love40", który trzeba wpisać na stronie: http://www.znak.com.pl
Jeśli zdecydujecie się zrobić zakupy za minimum 100 zł, to otrzymacie RABAT w wysokości 40 zł. A wybierać możecie nawet spośród książek w wyprzedaży do 50% oraz nowości z rabatem 25%.


Zasady:

1. Aby skorzystać z promocji należy wpisać kod rabatowy  - love40 na stronie www.znak.com.pl

2. Gdy wartość zamówienia wyniesie 100 zł, od zamówienia odejmiemy 40 zł.

3. Rabat nie łączy się z innymi kodami rabatowymi.

4. Kod rabatowy jest ważny do końca lutego 2014 roku.



Kochani! Zapraszamy na zakupy! :)

                                                                  



czwartek, 23 stycznia 2014

Cud Narodzin

29 lipca 2012 rok, niedziela.
Ok. 8 rano obudził mnie lekki ból, coś jakby skurcz...
Było kilka dni po terminie. Następnego dnia rano, mieliśmy stawić się w szpitalu na wywołaniu.
Ten 'skurcz' więc był dla mnie przeogromną radością! :)

Było strasznie gorąco. Cały lipiec temperatury sięgały blisko 30st C.
Wyglądałam jak przepełniony powietrzem balon :)
Cała spuchnięta i obolała od kilku dni intensywnie skakałam na ogromnej, miękkiej piłce, a wszystko po to żeby naturalnie wywołać poród. Strasznie bałam się tych wszystkich kroplówek, leżenia w szpitalu, a już nie daj Boże, cesarskiego cięcia!
Od początku ciąży byłam przekonana, że chcę urodzić sama, w 100% naturalnie :)
Właściwie tu mogłabym powiedzieć, że nastawiłam się do porodu tak pozytywnie, że wcale się go nie bałam, a wręcz przeciwnie - nie mogłam się go doczekać. Moim stałym tłumaczeniem było to, że skoro miliony kobiet na świecie dało radę, to i ja dam :)

Wracając do niedzielnego poranku...
Obudziłam Dawida mówiąc, że chyba 'coś' się ruszyło.
Powiedziałam "chyba" ponieważ skurcze były tak delikatne, że nie byłam pewna czy to już TO :)

Zaczęłam odliczać przerwy między nimi.
Najpierw było 10 minut, później 7 ... Ale ból był cały czas bardzo słabiutki, wywoływał uśmiech na mojej twarzy, choć przyznam, że adrenalina rosła w tempie błyskawicznym!
Pomyślałam wtedy: "a może to już dziś!?"

Zjedliśmy rodzinnie śniadanie.
Po śniadaniu sprawdziłam czy w torbie do szpitala niczego nie brakuje i zadbałam również o to abym to ja była do niego w pełni przygotowana.
W moim żółwim tempie zeszło prawie do obiadu... 
Dawid szykował na ogrodzie grilla, ja zrobiłam w domu sałatkę ze świeżych warzyw. 
Nagle moją uwagę odwróciły skurcze, ciągle tam samo delikatne, jednak dużo częstsze, co 5 minut.

Stwierdziłam, że spokojnie zjem jeszcze kiełbaskę z grilla i zobaczymy co będzie dalej.
Moja mama zaczęła się niepokoić moim niebywałym spokojem. Stanowczo powiedziła, że skurcze co 5 minut to już odpowiedni czas żeby pojechać do szpitala!
Ja jednak upierałam się przy tym, że to za słaby ból jak na akcję porodową i jeszcze poczekamy...
[czułam się tak jakbym rodziła już ze sto razy!]

Po obiedzie skurcze znów przyspieszyły. Pojawiały się co 3-4 minuty.
Dawid postanowił za mnie. Jedziemy do szpitala.

Całą drogę marudziłam, że na pewno się ośmieszę i wrócimy do domu z kwitkiem.
Przecież naczytałam się tyle o porodach... skurcze porodowe, te co 3-4 minuty, są już nie do wytrzymania. Kobiety nie są w stanie myśleć, ruszać się, błagają o zastrzyki przeciwbólowe, ja tymczasem czułam lekki ucisk, który nadal wywoływał uśmiech na mojej twarzy :)

Dojechaliśmy.
Nie śpiesząc się wcale idę w stronę szpitala, kpiąc pod nosem, że niepotrzebnie mnie tu przywieźli...
Po prostu nie chciałam bez potrzeby zostawać w szpitalu, nie lubię tego miejsca.

Zadzwoniłam dzwonkiem na porodówkę.
Kiedy po drugiej stronie usłyszałam głos kobiety, wypowiedziałam niepewnie jedno zdanie: "dzień dobry, chyba zaczęłam rodzić" :)
To "chyba" mnie prześladowało od rana!

Po kilku minutach otworzyły się ogromne drzwi i uśmiechnięta Pani w białym fartuchu [a może był zielony!?] poprosiła mnie do środka. Dawid miał czekać pod drzwiami.
Żarty się skończyły, pomyślałam i poczułam jak moja twarz robi się biała jak ściana...
Położyłam się na łóżku, położna przypięła mi pasy do zbadania KTG.

Usłyszałam wtedy, że widać delikatne skurcze macicy, że rozwarcie jest na dwa palce, a akcja porodowa powolutku się rozpoczyna. No nic... To jeszcze długo potrwa, westchnęła.
Była mniej więcej godzina 16:00.

Po kilkunastu minutach przyszedł zbadać mnie lekarz ginekolog.
'Przetoczyłam się' do pomieszczenia obok żeby mógł zrobić mi USG.

"Kobieta urodzi kobietkę" usłyszałam :)
"Tak, to dziewczynka. Kornelia" - odpowiedziałam.
Pan Doktor pomierzył ją, popatrzył czy jest dobrze ułożona i stwierdził, że być może już dziś pojawi się na świecie...
[3,5 kg. Tyle miała ważyć Kornelia wg USG]
Kiedy skończył badanie poczułam silniejszy skurcz. Ale nadal 'przyjemny'.
Co się okazało chwilę później - mam już rozwarcie na 6cm!

Położna przyniosła mi jakieś płachty materiału do przebrania. 
Zrobiła lewatywę, kazała iść pod prysznic ...

Kiedy wyszłam z łazienki czekał na mnie Dawid.
Przeszliśmy razem do pokoju, w którym za kilka godzin miała urodzić się Kornelia.
Była godzinia 17:50...

Pamiętam jak wpatrywałam się w wiszący na ścianie, głośno tykający zegar.
Skurcze miałam nadal co 3 minuty.
Dostałam piłkę do skakania, tą samą, którą miałam w domu.

Dawid w tym czasie rozpakował torbę. Podawał mi wodę do picia. Nic nie mówił...
Nagle zamarłam. Złapałam się poręczy od łóżka i zacisnęłam zęby. Poczułam przeszywający mnie ból, pierwszy taki, że zabrakło mi tchu! 
Miałam wrażenie, że trzyma mnie w nieskończoność. Sekundnik na zegarku jakby zwolnił aż po chwili całkiem się zatrzymał i wcale nie miał zamiaru ruszyć dalej.
Krzyknęłam do położnej, która wypełniała jakieś papierki w pomieszczeniu obok, że to chyba już!

Pamiętam doskonale, z jakim chytrym uśmieszkiem stanęła w drzwiach i powiedziała do mnie: "O nie moje dziecko, to tak szybko nie idzie, trzeba trochę pocierpieć zanim dziecko przyjdzie na świat..."
Te słowa utkwiły w mojej pamięci po dziś dzień :)
Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że za kilkanaście minut Kornelia będzie już z Nami :)

Wstałam z piłki i zaczęłam niecierpliwie spacerować wokół łóżka.
Przestraszyłam się tego bólu, choć nie był nie do wytrzymania.
W głowie szykowałam się na kolejny i kolejny ale tym razem poczułam coś innego... Między nogami mokro i ciepło a ból jakby taki rozpychający moje ciało od środka.

Dawid zawołał położną.
Tłumacze jej, że czuję mocne parcie, tak jakby główka schodziła w dół.
Znów usłyszałam niedowierzanie w jej głosie, lecz tym razem rzuciła pisanie i przyszła do mnie to sprawdzić.
Kazała położyć się na łóżku i wziąć nogi do góry.

W tym czasie mnie znów łapie skurcz, znów silny, ale ciągle znośny.
Oddychaj, pomyślałam.
Nigdy nie chodziłam do szkoły rodzenia, nigdy też nie "uczyłam się" rodzić, stawiałam w 100% na matkę naturę i co się okazało, nie zawiodłam się :)

Położna chwyta szybko za telefon i słyszę jak prosi na salę kogoś do pomocy, ma przyjść również pediatra. Zanim odłożyła słuchawkę krzyknęła: "tak! rodzimy" !
"Juuuuż???" - nie mogłam w to uwierzyć! Złapałam mocno Dawida za rękę i czekałam na moment, w którym znów pojawi się ból.

Położna z uśmiechem na twarzy mówi do mnie, że zobaczyła włoski :)
Kiedy to usłyszałam dostałam jakiejś wewnętrznej mocy, mega siły! Wiedziałam, że jeszcze tylko jeden skurcz i Kornelia będzie na świcie, czułam to!
W tym momencie poczułam ostrą brzytwę i lekkie pieczenie... Położna nacięła mi krocze a zaraz potem kazała przeć.
Nie czułam bólu, nie czułam właściwie już nic... nic poza radością i szczęściem. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę moją upragnioną córeczkę.

Zamknęłam oczy i zaczęłam wypychać z siebie dziecko. Delikatnie czułam jak spływa ze mnie ogromny ciężar, jak w brzuchu robi się pustka...
Godzina 18:25Kornelia przyszła na świat ! Moje cudne maleństwo :) ważyła 2960g i mierzyła 54cm.
Piękna, silna, zdrowa, moja! 
Dumny tatuś natychmiast przeciął pępowinę po czym położyli mi Kornelię na klatce piersiowej, tuż obok mojego szybko bijącego serca.
Właśnie wtedy zaczęła płakać. Dała znać, że już jest :)
Przez łzy wzruszenia całowałam ją, głaskałam, mówiłam do niej... nie mogłam uwierzyć w to, że jest już z Nami.
...


To był mój wymarzony poród. Najpiękniejsza chwila w moim życiu. Cud narodzin.
Nigdy tego nie zapomnę, a dzięki temu, że mogłam podzielić się tym z Wami, na pewno nie raz będę do tego wracać...

Do napisania tego postu skłoniła mnie wyjątkowa lektura, od której przez ostatnie dni nie mogłam oderwać się ani na chwilę.
Książka, napisana przez najpopularniejszą w Polsce położną - Jeannette Kalyta, zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie, że poczułam, że i ja musze opisać światu swój poród, tak jak czuję, prosto z serca.

Jeannette Kalyta pokazuje, że praca położnej to nie tylko zawód, to powołanie. 
Opisuje te wszystkie porody tak jakby każdy z nich był dla niej bardzo ważny. Uświadamia Nas kobiety, że wydanie na świat dziecka siłami natury to wyjątkowa chwila, niezapomniany moment i największe szczęście.
Czytając książkę nie raz pociekły mi łzy, nie raz też zaśmiałam się w głos.

Chciałabym aby była to obowiązkowa lektura dla wszystkich osób pracujących na oddziale położniczym :)
Tyle miłości, wiary, spokoju i szczęścia już dawno nikt nie przelał na papier.





W Nas kobietach drzemie niewyobrażalna siła, o jakiej mężczyźni mogą tylko pomarzyć.


                                                                    

niedziela, 19 stycznia 2014

Ferie zimowe czas START :)

W związku z tym, że rozpoczyna się okres ferii zimowych, postanowiłam polecić Wam idealne miejsce do spędzenia tego czasu, rodzinnie, aktywnie i w dodatku w najpiękniejszym miejscu na ziemii, czyli na [moich ukochanych!] mazurach! :)
Mowa o wyjątkowym hotelu, który rok rocznie, jako jedyny na świecie!, organizuje mega imprezę sportową - Mistrzostwa Świata w siatkówce plażowej, za co został z resztą ostatnio nagrodzony!
[możecie poczytać o tym TU].





To właśnie Hotel Anders, który na codzień jest hotelem bardzo przyjaznym dzieciom, zorganizował 
AKTYWNE FERIE NA MAZURACH obowiązujące od 20 stycznia do 3 marca 2014 roku. 




W programie pobytu znajdziecie:

  • wyżywienie w postaci śniadań i obiadokolacji [z uwzględnieniem menu dla najmłodszych!] :)
  • bogaty program animacji dla dzieci
  • warsztaty kulinarne
  • aktywne zajęcia ruchowe
  • gry i zabawy 
  • Małpi Gaj
  • basen 
O szczegółach programu animacyjnego możecie poczytać TU


Dodatkowo Hotel Anders bezpłatnie udostępnia dla najmniejszych gości łóżeczko z pościelą, ręczniki, specjalne krzesełka w restauracji, wanienki do kąpieli a nawet zadba o zabezpieczenie kontaktów :)
W końcu ferie są nie tylko dla dzieci szkolnych, ale i dla tych malusich, jak Moja Kornusia, również :)

Dlatego też właśnie, skuszeni tą atrakcyjną ofertą, postanowiliśmy w Hotelu Anders, spędzić jeden z lutowych weekend'ów! A co! :) 
Gdyby Kornelia była większa, i gdybyśmy w maju do Grecji nie lecieli, a i po drodze jeszcze innych planów nie mieli [o tak taaaak!], to pewnie spędzilibyśmy tam dużo więcej czasu, choćby tydzień, albo i dwa! ;) No ale nic straconego, ferie zimowe, są przecież co roku ;)
A tymczasem my już odliczamy dni do 7 lutegoooo! :)
A dlaczego!? Sami zaraz zobaczycie :)))

Jak już wspomniałam wcześniej, maluszki na życzenie mają swoją specjalną kartę menu, w dodatku z możliwością jej pokolorowania :) Jestem więc pewna, że nawet takie małe niejadki jak Moje dzieciątko, znajdą coś dla siebie, a i dadzą spokojnie zjeść rodzicom.




Po pysznym obiadku można do woli bawić się w Małpim Gaju czy MiniKlubie !
Dla Kornelii to będzie piłeczkowy raj! :)





Pójść na basen ...
[i nauczyć się pływać pod okiem instruktora ;)]





Lub wypożyczyć sanki i pospacerować po pięknej okolicy ...
Aaaa! i jeszcze jak pogoda pozwoli to po jeziorze na łyżwach można poszusować! :)))






Do tego wszystkiego można wypożyczać gry, zabawki, książki. Korzystać bezprzewodowo z Internetu, pograć w tenisa, a nawet zorganizować opiekę dla dzieci i pójść troszkę zrelaksować się w SPA :)
W końcu Hotel Anders nie jest przyjazny tylko dzieciom, ma również bardzo atrakcyjną ofertę dla rodziców! 
Ahhh! Jestem pewna, że w tak wyjątkowym miejscu, nikt z Was nie będzie się nudził! :)

No to co, kierunek Stare Jabłonki? :)))))





Ps. Po Naszym powrocie obiecuję szczegółową foto-relację na blogu! 

piątek, 17 stycznia 2014

Snooooooow !

Ile my na ten śnieg czekaliśmy? 
Miesiąc, dwa? 
Już Kornelia ze swoich zimowych butów prawie że wyrosła! A ubrane miała zaledwie dwa, no może max - trzy razy ... :P

No ale w końcu jest!
Śnieg, mróz - zima! :)

Na razie wszyscy się cieszymy, bo dzieciaczki sanek spragnione, bo jakoś tak przyjemniej na spacery chodzić, a i temperatury poniżej zera w końcu te wszystkie cholerstwa z powietrza 'powybijają'! :)

Tak czy siak! 
Ja się cieszę bardzoooo! Lubię zimę, lubię śnieg! 
Chociaż! co roku, z dniem 21 marca, wyczekuję wiosny :)

A tu proszę bardzo - Moja Królowa Śniegu






czapa smyk || komin kujukuju ||
rękawiczki smyk || kurtka wójcik ||
"Maja" lalki-szmaciane.pl ||

niedziela, 12 stycznia 2014

KONKURS ! ! !

Kochani, już od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem zrobienia dla Was wyjątkowego konkursu, w którym będzie do wygrania coś, co mogę Wam dać od siebie, prosto z serca.

Nie będzie to żadne handmade, ani też kolejna pierdółka do kolekcji.
Dziś macie szansę wygrać profesjonalny make up wraz z krótką lekcją podstaw makijażu, umilony kawą, ciachem oraz moim, i Kornelii, towarzystwem :)

Domyślam się, że nagroda niestety nie będzie dostępna dla każdej z Was, ponieważ trzeba będzie przyjechać po nią osobiście, do mnie na mazury... :( 
Aleeeee! mam nadzieję, że mimo wszystko zaskoczycie mnie dużą ilością zgłoszeń i z chęcią dołączycie do wspólnej zabawy! :)
Oczywiście późniejsza metamorfoza oraz całe spotkanie ze zwyciężczynią, zostanie Wam szczegółowo zrelacjonowane tu na blogu.

Czy wpadłam na fajny pomysł? :))))))
Mam nadzieję, że tak!






Co trzeba zrobić żeby wygrać?

  • polubić Ile d'Amour 
  • udostępnić publicznie plakat konkursowy na swoim FB [można też na swoim blogu, bądź i tu i tu] :)
  • w komentarzu pod tym postem napisać dlaczego to właśnie TY powinnaś wygrać, przeprowadzoną przeze mnie, metamorfozę. 



UWAGA !
Konkurs rusza dziś, tj. 12 stycznia 2014r. i potrwa do 9 lutego 2014r. do godziny 20:00.
10 lutego 2014r. Kornelia wylosuje, z pośród nadesłanych zgłoszeń, jedną osobę
Wyniki zostaną podane na blogowym fanpejdżu jeszcze tego samego dnia :)
Osoba, która zostanie zwycięzcą w Moim konkursie, zobowiązana będzie do osobistego odebrania 'nagrody' w przeciągu dwóch miesięcy od ogłoszenia wyników, w dogodnym dla obu stron terminie.
[województwo warmińsko- mazurskie, powiat Iławski, gmina Lubawa]
Zgłoszenie swojego udziału w konkursie jest równoznaczne z akceptacją powyższych warunków.


No to co Kochane Moje? Do dzieła! :)
Liczę na Was bardzo i już nie mogę się doczekać jakże miłego popołudnia, w którym będę mogła spędzić czas z którąś z Was! :*



POWODZENIA !


EDIT:
WYNIKI KONKURSU! :)))

Metamorfozę w moim wykonaniu wygrywa:
mama Piotrusia i Bartusia 

Serdecznie gratuluję i czekam na kontakt priv w celu ustalenia szczegółów "odbioru" nagrody :)))

"Czarna wiśnia"

Miałam przedstawiać Wam co jakiś czas po jednym zapachu...
Odpalać, włączyć zmysł węchu i pisać!

Jednak przez te długie święta [bo można powiedzieć, że jak zaczęły się 22 grudnia to trwały aż do 7 stycznia], wypaliłam wszystkie tartaletki i nie wiem kiedy a już śladu po nich nie ma...

Woski Yankee Candle, bo to o nich mowa, urzekły mnie i rozkochały w sobie, bezgranicznie !

Jedne przypadły mi do gustu mniej, inne bardziej, jednak wszystkie są wyjątkowe, magiczne i niepowtarzalne.
Ja zakupiłam ich tylko siedem, ale w ofercie znajdziemy ponad piećdziesiąt najróżniejszych zapachów o przepięknie brzmiących nazwach...
Ale sami zobaczcie :)

Już dziś moge śmiało powiedzieć, że zapach, który zawsze będzie unosił się w Moim domu to Black Cherry :)


To cudowna woń świeżych, skropionych deszczem, wiśni.
Tak jakby ktoś zaraz po letnim, ciepłym deszczu, zabrał mnie do sadu z drzewkami owocowymi...
Mmmm! A jakby tego było mało, zapach przypomina mi również woń świeżo upieczonego ciasta czekoladowego z wiśniami, które jest najlepszym na świecie deserem, zaraz po Pavlovej :)
Uwielbiam !



Kolejnym zapachem, który również zrobił na mnie wrażenie, jest Black Coconut.


Zapach, który zabiera Nas w egzotyczne miejsce. W miejsce gdzie rosną kokosy, z których powoli wylewa się mleczko kokosowe. Poza nutą kokosową wyczuwalny jest również zapach kwiatów, który w połączeniu z tym egzotycznym owocem, czaruje swoją oryginalnością.




Kolejny - Pineapple Cilantro :)


Zapach ananasa i kolendry, który pachnie jak owocowy sorbet
Kiedy po raz pierwszy go odpaliłam poczułam świeżego ananasa, który zabrał mnie gdzieś daleko do ciepłych krajów... Ahh! Uwaga! Przy jego woni ma się ochotę spakować i lecieć daleko, dalekoooo :)
Jestem pewna, że przypadnie do gustu każdemu kto lubi plażę, słońce i świeże owoce :)




Sparkling Lemon


Znacie cukierki Nimm 2 !?
To było moje pierwsze skojarzenie kiedy odpaliłam ten wosk !
Nie trudno więc zgadnąć, że zapach sprawił, że poczułam się jak dziecko w krainie swoich ulubionych, cytrusowych cukierków! :)))


O trzech pozostałych zapachach możecie przeczytać TU, TU i TU.


Tymczasem ja muszę złożyć kolejne zamówienie, na kolejne bajecznie pachnące tartaletki! 
Teraz już wiem co miały na myśli osoby, które ostrzegały mnie, że zapachy Yankee Candle uzależniają! ;)
W razie gdybym skusiła się na coś nowego, na pewno Wam o tym napiszę.

A wszystkie te pięknie zapachy, możecie zakupić na stronie Goodies.pl

sobota, 11 stycznia 2014

Gaduła ...

Tak !
Mamy w domu mega gadułę! :)
Gadułkę do tego stopnia, że nie skończyła jeszcze 1,5 roku a buźka, od rana do wieczora, wcale jej się nie zamyka ;)

Kornelia potrafi się przedstawić, policzyć do trzech, powiedzieć w jakiej miejscowości mieszka, wymienić całą rodzinę mówiąc kto jest kto, podając przy tym imiona. Nazwać i pokazać wszystkie części ciała, łącznie z tymi bardzo szczegółowymi, np. brwi, rzęsy. Nazwać wszystkie zwierzątka po czym naśladować również ich dźwięki, wskazać i nazwać podstawowe kolory oraz na głos rozróżnić przeciwieństwa, np. mały - duży, pan - pani, chłopczyk - dziewczynka, szybki - wolny, etc... :)
Wiele z tych umiejętności opanowała już do perfekcji ponieważ swoją przygodę z mową zaczęła już jako kilku miesięczniaczek :) 
Miała lekko ponad pół roku kiedy wołała mama, tata, baba, dziadzia, tota :)
Dziś troszkę zmieniła się forma, woła: mamusia, tatuś, babcia, dziadziusiek i ciocia :)
Aktualnie jest na etapie składania pierwszych, prostych zdań.

Ehh...
Nie wiem kiedy ona tak urosła, ale rośnie Nam w tempie błyskawicznym !
Dopiero co pierwszy raz wzięłam ją w ramiona, a tu już codziennie rano mówi mi, że mnie kocha...  


Na pamiątkę nagrałam kilka króciutkich filmików, którymi teraz Wam się tu pochwalę.
Tak! Będę się chwalić. W końcu jak każda matka mam cudowne, piękne, mądre, kochane i wyjątkowe dziecko, które jest dla mnie całym światem, moją dumą!  


Serdecznie zapraszamy do obejrzenia tych kilkunasto sekundowych urywek z Naszego życia :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Akcja BIKINI czas start !

Jak już niektórzy zapewne wiedzą, pod koniec maja 2014 lecimy na nasze upragnione wakacje do ciepłych krajów! Aaaaa - tak na marginesie to już nie mogę się doczekać! :P

Zostały mi więc dobre cztery miesiące na zgubienie kilku kg i ujędrnienie ciała tu i tam...

To moje noworoczne postanowienie, takie główne i bezdyskusyjne.
Mam cel, więc będzie mi prościej wytrwać do końca.
A mój plan jest taki:

Po pierwsze i najważniejsze - , czyli wszystkim znana i dość popularna dieta, o jakże wdzięcznym rozwinięciu: "mniej żreć" :P

Nie powiem, będzie mi ciężko, nawet bardzo ciężko, bo ja wielka fanka jedzenia jestem, głównie późnymi wieczorami, no ale nic! wyjścia nie mam... muszę to zmienić ;)
Myślę, że to odpowieni czas na powrót do rozmiaru S :)
Od razu jednak, sama przed sobą, oznajmiam, iż dieta nie będzie mnie obowiązywać podczas naszego wekendu SPA w Hotelu Anders ! Tak mistrzowskiej kuchni przecież nie można sobie odmówić. Ale o tym, 'kiedy co jak i gdzie' - już wkrótce na blogu ;)






Po drugie - ćwiczenia !

Tak... od jutra mam zamiar codziennie się wyginać. 
Raz przed laptopem [skalpel z Ewą Chodakowską], raz przed TV [zumba na PS3] - i tak na zmianę! 45 minut dziennie. 
Wystarczy? 
No myślę ! ;)






Po trzecie - kosmetyki

Bez tego ani rusz :) Wszystkie moje kosmetyki z linii SPA zamieniam na linię dermo body dla mam, oczywiście od TOŁPA.
Wiecie - ujędrnianie, wygładzanie, wzmacnianie, antycellulit oraz lifting - wszystko to po to ażeby każda mama mogła wrócić szybciej do formy.
No! Bo przecież mając takich sprzymierzeńców, przegrana w ogóle nie wchodzi w grę :)







No więc...

Za jakieś cztery miesiące wrócę do tego postu i pochwalę się Wam, co przez ten czas udało mi się osiągnąć.
Wtedy zapewne będę już tylko odliczać dni i powoli pakować się na Rodos 



A może ktoś ma ochotę do mnie dołączyć? Taka wzajemna motywacja...? ;>
W końcu "w kupie" siła! ;)