[dla tych którzy nie wiedzą o co chodzi - Kornelia uczęszcza do prywatnego przedszkola, w godzinach: 14:00 - 18:45]
Postanowiłam więc odpowiedzieć w poście na te wszystkie pytania a i przy okazji rozwiać wszystkie wątpliwości tych osób, które "martwią się" o dobro mojego dziecka [bo już nie raz słyszałam/czytałam, że jeśli przedszkole - to TYLKO na rano!]
...
A więc zacznę od tego, że Kornelia w przedszkolu czuje się jak ryba w wodzie ! :)
Oczywiście na początku były gorsze dni i przy odbiorze dziecka słyszałam od opiekunki, że płakała "do mamy" - ale przecież jakby nie było to tylko dziecko, w zupełnie nowej dla siebie sytuacji.
Na szczęście takich dni nie było wiele i ogólnie rzecz ujmując - codziennie mkniemy tam z uśmiechem na twarzy :)
Kornelia do przedszkola od września chodzi praktycznie cały czas.
Dwutygodniową przerwę miałyśmy na początku października, ponieważ nasze lekkie przeziębienie zamieniło się w prawie [jak to powiedział lekarz] zapalenie oskrzeli.
Niestety ubolewałam na tym strasznie bo nie obyło się bez antybiotyku :( choć to dopiero drugi raz w życiu :(
A tak przy okazji to chciałam od razu zapytać jak Wy rodzice przedszkolaków odnosicie się do tego co w tym 'wywiadzie' mówi ceniony pediatra z "Centrum Zdrowia Dziecka" ?
Link >>> TU
Ja od zawsze uważałam [i będę uważać!], że chore dzieci nie powinny być posyłane do przedszkoli czy żłobków, już nie tylko z racji tego, że zarażają wszystkich dookoła, ale również i dlatego, że dla nich nie jest to dobre, bo choroba może postępować szybciej i dużo groźniej się zakończyć !
Od razu napiszę też, że tłumaczenie iż rodzic musi najpierw dbać o swoją pracę a później o dziecko uważam za najgorsze z możliwych ! bo oczywiście rozumiem - praca jest ważna, ale chyba dziecko ważniejsze, prawda ?? i nie mam tu na myśli kataru tak dla jasności [choć niestety katar to bardzo często właśnie początek czegoś gorszego], a poważniejsze choroby, te z temperaturą!!
No ale wracając do Kornelii i jej przedszkola.
Tak więc dlaczego wybrałam godziny popołudniowe i dlaczego z tego powodu jestem [i ja i Kornelia] taka szczęśliwa ?
Po pierwsze i najważniejsze dla mnie - wiem, że moje dziecko jest najedzone :)
Kornelia to straszny niejadek i podczas tygodnia adaptacyjnego w lipcu, kiedy to chodziła do przedszkola na rano, potrafiła mi nie zjeść w domu śniadania [świeżo po obudzeniu wszystko było BLEEE] a w przedszkolu ponownie nie zjeść niczego, bo coś tam jej zawsze w tym jedzeniu nie pasowało...
Dla mnie to był jasny sygnał, że o "porannej zmianie" póki co możemy zapomnieć.
Aktualnie, wybija godzina 13, jemy wspólnie obiad, a ja mam 100% pewność, że nawet jeśli nie skusi się na to co będzie na podwieczorek, bądź na to co zapakowałam jej do lunch-boxa - na bank nie będzie głodna, co oznacza, że z największą ochotą i energią będzie brała udział w zajęciach [co tak jak myślałam potwierdziło się w praktyce ! ponieważ Kornelia codziennie chwalona jest za swój zapał do nauki i absolutną precyzję w powierzonych jej zadaniach] <3
Po drugie - wiem, że moje dziecko jest wyspane :)
Wiadomo jak to z tym spaniem jest...
Czasem dzieci idą spać po 19 [Kornelia usypiała mi tak prawie przez 3 lata swojego życia], a czasem jest tak, że na zegarku 22 a dziecko biega w najlepsze - no i jak tu ono ma wstać o 7, czy nawet jeszcze wcześniej, rano ?
Wiadomo - mus to mus, do szkoły też będzie musiało wstać, ale !! póki co przedszkole to nie obowiązek więc niech jeszcze z tego dzieciństwa trochę pokorzysta :) z łóżka zrywać się będzie przez większość swojego życia - każdy doskonale o tym wie ;)
Aktualnie więc wstajemy wtedy kiedy jesteśmy wyspane, najczęściej około godziny 8:30, co oznacza, że w ciągu dnia nie zobaczysz u mojego dziecka ziewania, ani też momentów, w których wycofuje się z zabawy tłumacząc się zmęczeniem.
No i po trzecie - cztery godziny poza domem to wg mnie dla czterolatki odpowiednia długość.
Kornelię zawożę do przedszkola o godzinie 14, zanim się przebierzemy i wejdzie na salę jest około 14:15, przyjeżdżam po nią około godziny 18:30, czasem troszkę szybciej.
Uważam, że ten właśnie czas poza domem jest dla niej idealną 'długością'.
Nie zdąży za bardzo zatęsknić i wie też, że za kilka godzin przyjedzie mama i wróci z powrotem do domku.
Myślę, że głównie dlatego tak łatwo poszło jej przystosowanie się do tej nowej sytuacji i dlatego też z tak wielką ochotą tam chodzi :)
Za rok, kiedy będzie miała skończone lat 5, być może będzie gotowa na to żeby iść od rana i na trochę dłużej, na chwilę obecną jednak, nie wyobrażam sobie tego.
Co jeszcze jest ważne, a o czym być może nie wiecie ?
'Popołudniówka' to nie jest 'przechowalnia' !!
Niektórzy myślą, że dzieci z popołudniowej grupy przez te 4 godziny się tylko bawią i niczego innego nie robią !
Niestety są w ogromnym błędzie :)
Kornelia ma normalny plan zajęć, który oczywiście zabawę jak najbardziej obejmuję, ale jest też praca z książkami [które my rodzice musieliśmy zakupić] i inne zajęcia, choćby język angielski czy rytmika.
Dodam, że wszystko to wliczone jest w czesne.
Jak więc widzicie powyżej, nie ma powodu do zmartwień :)
Dziecko jest szczęśliwe, mama też szczęśliwa - a to chyba w tym wszystkim jest najważniejsze :)
___________
Są tu jakieś mamy "dzieci popołudniowych"?
Odezwijcie się !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za Twój komentarz :)