Pewne jest jedno. To była jedna z najgorszych nocy w Moim życiu...
Kornelia od kilku dni jest chora.
W czwartek wieczorem nagle dopadł ją jakiś wirus. Pokazała mi bolące ją afty w buźce, poza tym zauważyłam od razu, że ma zaczerwienione gardełko no i podwyższona temperaturę.
W piątek rano szybko umówiłam Nas na prywatną wizytę.
Diagnoza - aftowe zapalenie jamy ustnej.
Dostałyśmy leki, z każdym dniem miało być lepiej.
Jednak chyba nie było.
Doszedł okropny, ciężki katar, doszedł kaszel, charczenie, i o dziwo - obniżona temperatura ciała :(
[czemu mnie to zdziwiło? bo Kornelia zawsze kiedy na coś zachoruje z automatu ma 40st, organizm walczy z wirusem czy bakterią i szybko wszystko przechodzi].
Zaczęłam się martwić i już planowałam kolejną wizytę kontrolną, tym bardziej, że przedwczoraj wieczorem nagle napuchły jej oczka, które łzawiły, były czerwone i bardzo smutne.
Miałyśmy dziś rano zaplanowaną wizytę, jednak to właśnie zeszłej nocy zbadał Kornelię pediatra, w szpitalu...
Położyłam ją spać około 19.
Usnęła z pustym noskiem, bez tarcia oczek, była bardzo spokojna. Cały czas leżałam przy niej.
Nagle przed 22 obudziła się z krzykiem, nie mogła otworzyć oczu [zaklejone ropką, całe opuchnięte], do tego kaszel, który nie dawał jej złapać oddechu, cała się trzęsła.
Przez płacz próbowała nabrać powietrza jednak robiła się coraz bardziej czerwona i wydawała piskliwe dźwięki.
Nie zastanawiałam się ani sekundy - zbiegłam na dół i zadzwoniłam po karetkę!
Nawet nie wiem co mówiłam, prosiłam tylko żeby szybko przyjechali.
Karetka była w kilka minut później. Ratownicy jednogłośnie stwierdzili, że trzeba natychmiast jechać do szpitala.
Złapałam co miałam pod ręką. Ubrałam Kornelię na cebulkę i już siedziałyśmy w karetce.
W końcu się uspokoiła.
W szpitalu nawet grzecznie dała się zbadać i zagadywała pana doktora :)
Okazało się, że to "fałszywy alarm".
To typowa wirusówka. Osłuchowo nic złego się nie dzieje, buźka też już podleczona, gardełko prawie zdrowe.
Nie wiadomo skąd ten nagły napad kaszlu i duszności. Być może ślinka źle wpadła a może gesty katar spłynął i nie mogła tego odkaszlnąć..?
Jedyne co zwróciło uwagę lekarza to oczka - ostre zapalenie spojówek.
Dostałyśmy receptę na kropelki z antybiotykiem i mogłyśmy spokojnie wracać do domu.
...
Jak widać na szczęście!!! wszystko skończyło się dobrze, jednak to nie zmienia faktu, że przez moment naprawdę stanęło mi serce!
Dla matki, strach o życie własnego dziecka jest najgorszą możliwą na świecie rzeczą!
Nie życzę NIKOMU :(
OMG, współczuję takiej akcji i Tobie i córeczce. Moje dzieci już większe, ale też przeżyłam sporo takich momentów. Jednak lepiej reagować impulsywnie niż coś zaniedbać. Życzę Wam zdrówka i trzymajcie się dziewczyny.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Wam bardzo. Oby Kronelia szybko wróciła do zdrowia.
OdpowiedzUsuńkurcze no nie zazdroszczę sytuacji
OdpowiedzUsuńw zeszłym roku mieliśmy podobnie
pojechałam z młodą na "wieczorynkę" bo strasznie wymiotowała
lekarz stwierdził, że wyolbrzymiam, że dziecko jest zdrowe
nie dałam za wygraną pojechałyśmy prywatnie ponad 40 km do naszej Pani doktor
dostała leki homeopatyczne
wszystko się jakby unormowało
wieczorem nagle pojawiła się bardzo wysoka gorączka prawie 41 st
spanikowałam, nie wiedziałam co robić, zadzwoniłam po karetkę,
ale usłyszałam, że oni nie jeżdżą do dzieci z gorączką i mam sobie radzić sama !!!
telefon do Pani doktor, uspakajała kazała podawać Nurofen na zmianę z lekami które przepisała
powiedziała, że organizm tak walczy z chorobą
miałam zawał ... nie opuszczałam Nadii na krok
na szczęście rano było dużo lepiej, po kilku dniach przeszło zupełnie
i WAM dziewczyny też życzę by przeszło jak najszybciej
dużo zdrówka dla Kornelki i wytrwałości dla Ciebie :*
My matki zawsze w gotowości! :)
Usuńdziękujemy :***
O masakra! Nawet sobie nie chcę wyobrażać co czułaś... zdrówka życzę! Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńPonad rok temu w maju, gdy Igorek mial 8 miesiecy przezylismy traume. Zaczelo sie od wymiotow, temperatura, drgawki, a pozniej cala noc walki przy szpitalnym lozeczku, dluga historia. Pisalam o niej na blogu. Straszne chwile, ktore nauczyly mnie, ze z dzieckiem lepiej dmuchac na zimne. :( Wiem co przeszlas, trzymajcie sie...
OdpowiedzUsuńMasarka! Jak dobrze, że mamy tą matczyną intuicję. Że działamy bez zastanowienia, ale skutecznie.
OdpowiedzUsuńBrawo dla Ciebie, za szybką reakcję. Kornelci życzę zdrówka. Niech to paskudztwo idzie w cholerę i już nie wraca!
To chyba jakiś wirus..u nas to samo..kaszel,katar,zapalenie spojówek. :(
OdpowiedzUsuńZdrówka !!
tak tak, wirus :/
UsuńBoze wspolczuje . I Tobie i Malutkiej :( mysle ze tez tak bym sie zachowała ! Zdecydowanie zadzwoniłabym po karetkę ! Wazne ze wszystki sie dobrze skończyło i to fałszywy alarm .
OdpowiedzUsuńWspółczuję zarówno Tobie jak i córeczce. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i aby taka sytuacja nie miała więcej miejsca
OdpowiedzUsuńAż mnie ciarki przeszły.. na szczęście wszystko skończyło się dobrze!
OdpowiedzUsuńWspolczuje,wiem co czulas , tez ostatnio pedzilismy na ostry duzur mimo lekow na temp goraczka rosla i rosla i diagnoza szkarlatyna az mi sie serce krajalo .
OdpowiedzUsuńZyczymy Was duzo zdrowka dla Korneli
Sylwia S
ojej :(
Usuńszkoda, że człowiek nie może zamknąć dziecka w taką niewidzialną szklaną kulę, która chroniłaby je od wszystkiego złego na tym świecie!
Oj znamy szkarlatynę- gorączka nie do zbicia i chore gardło. tylko u nas zdiagnozowano to jako zapalenie gardła właśnie, a szkarlatyną sie okazało już po wyleczeniu, gdy zaczęła schodzić skóra z paluszków u rąk i nóg- czeste po szkarlatynie właśnie
Usuńkasiu współczuję i cieszę się, że juz jesteście w domu i wszystko w porządku - dużo zdrowia i wytrwałości
OdpowiedzUsuńściskam
tak, najważniejsze, że jest wszystko ok :)
Usuńdziękuję :*
o matuniu ! dobrze że tak się skończyło ale pewnie najadłaś się strachu. zdrówka dla Kornelki teraz już będzie ok :)
OdpowiedzUsuńoj najadłam...
Usuńdziękuję :)
Moja Lena latem miala taka wirusowke, budzila się z kaszlem, nie mogla łapać oddechu. Okazało sie ze wszystkiemu winien katar który zalegał w gardelku, budziłam ja co kilka godzin i dawalan pić. Zdrówka Maleńka mamaleli
OdpowiedzUsuńja też jednak myślę, że to wina kataru [choć nigdy wcześniej aż tak jej się nie zrobiło].
Usuńpo powrocie do domu ściągnęłam jej katarkiem z noska bo były tak gęste i zielone te glutki, że nawet nie dała rady wysmarkać ich samodzielnie :(
Dokładnie taki katar, ja tak miałam kilka nocy, budziłam jak słyszałam, ze trudniej oddycha, dawałam pić ew czyścolal nos, płacz Lenki pogarszal sprawę :(
UsuńStraszne... Mogę się tylko domyślać co musiałaś przeżyć. Zdrówka dla Kornelii !!
OdpowiedzUsuńdziękujemy!
UsuńMy też ostatnio przeszliśmy jakiś wirus. Nadia chorowała 2 tygodnie, ciągła biegunka, wymioty i straszny kaszel :/ Co raz gorsze te choróbska :/
OdpowiedzUsuńdokładnie!!!
Usuńa na wirusy nie ma jako takich leków! trzeba przejść od początku do końca! :(
Współczuję :( Najważniejsze, że zapewniono Wam opiekę, nie zbyli Was i się polepszyło
OdpowiedzUsuńJa bez wahania idę na dyżur lekarski, gdy dzieje się coś nieciekawego. A że do szpitala mam nawet nie 3 minutki pieszo, to pakuję dziecko pod pachę (albo siebie) i idę
my niestety do najbliższego szpitala mamy 20 km. to jest trochę mniejszy komfort psychiczny :(
Usuńczęsto siedzi mi w głowie, że cokolwiek komukolwiek się stanie, to jednak trochę potrwa zanim do szpitala się dojedzie...
Paskudne są te wirusy. Starsza córka też trafiła na obserwacje do szpitala. Skończyło się na antybiotyku. Zdrówka dla Was!
OdpowiedzUsuńWspółczuję Wam bardzo :(
OdpowiedzUsuńNawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić przez co przeszliście.
Na szczęście się dobrze skończyło!
Bardzo współczuję takich przejść !!
OdpowiedzUsuńOby wirusy trzymały sie jak najdalej od dzieciaków !!
Zdrówka i odporności dla Kornelci!!
Zdrówka dla Kornelii.
OdpowiedzUsuńNa szczęście wszystko skończyło się dobrze i teraz już jesteście w domu :)
OdpowiedzUsuńCo za nerwy, współczuje takich przejść. Najgorzej jak dziecko choruje, eh.
OdpowiedzUsuńAle dobrze, ze już w domku.
pozdrawiam :)
takie chwile sa najgorsze :( przezylam to samo jak mala dostala drgawek goraczkowych :( koszmar
OdpowiedzUsuńCoś strasznego - dobrze, że to był fałszywy alarm. Jednak wolę sobie nawet nie wyobrazać co przeżyłas zanim usłyszałaś od lekarza, że wszystko jest dobrze...
OdpowiedzUsuń